środa, 24 marca 2010

orient express

Przyspieszył mi czas. Odkąd pracuję, mam wrażenie, że wskoczyłam do rozpędzonego pociągu. Zawsze bardzo ceniłam brak pośpiechu i uważność. Teraz staram się tego nie zgubić, ale pociąg pędzi, pędzi bez litości. Paradoksalnie, mam teraz tyle fajnych książek do przeczytania, a nie bardzo wiadomo, kiedy. No, czasem, ale to naprawdę tylko czasem, w bibliotece. Między jednym czytelnikiem, a drugim, jeśli ruch jest umiarkowany, nie za duży, nie za mały. Taki, że nie da się wziąć za jakąś sensowną wewnętrzną pracę.
Ale generalnie nie należy łączyć pracy bibliotekarza z czytaniem w bibliotece, to mit.
Do bloga też zaglądam dużo rzadziej. Ciekawe, jak to robi np. Zygza, że pisze codziennie (właśnie, Zygzo, jak to robisz?). Czy to taki neoficki zapał, czy co.
Niedawno pisałam Wam o kawie. Przyszła mi do głowy teraz jeszcze jedna smaczna opowiastka, tym razem o Neapolu. Otóż jest to prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie wciąż jeszcze można zamówić "caffè sospeso". A na czym to polega? Posłuchajcie:
Otóż, gdy szczęście nam sprzyja, kasa dopisuje i czujemy się fantastycznie, jednym słowem, gdy żyć się chce i śpiewać, idziemy wtedy do baru i kupujemy sobie kawę. Ale nie byle jaką, caffè sospeso, mianowicie. Płacimy jak za dwie, a dostajemy - jedną. I tu jest cały sekret. Bo ta druga, zapłacona, będzie czekała na kogoś, kto akurat tego dnia jest na dnie, bez kasy, nieszczęśliwy i zgnębiony życiem. W ten sposób okazujemy naszą wdzięczność i jednocześnie solidarność z tą mniej szczęśliwą częścią ludzkości, wiedząc jednocześnie, że gdy nas dopadnie mizeria życiowa, czyjeś "caffè sospeso" postawi nas na nogi.
Po chwili uczciwego namysłu stwierdzam, że aktualnie znajduję się w nastroju, by raczej komuś kawę postawić, niż z niej skorzystać. Z pełną świadomością, jednakże, że to tylko kwestia chwili. Mój rozpędzony pociąg może się równie dobrze okazać orient expressem, jak i zwykłą rzeźnią do Zagórza, jak za dawnych lat.

środa, 17 marca 2010

po-urodzinowo

Po trwającym trzy dni urodzinowym triduum powrót do normalnego życia. Dwie osiemnastki na karku, kto by pomyślał, że życie po trzydziestce jest takie ciekawe, coraz ciekawsze!
Mam teraz zupełnie wyjątkowo kilka wolnych chwil dla siebie w pustym mieszkaniu, co się ostatnio rzadko zdarza, a co zawsze bardzo sobie ceniłam. Nie znaczy to, ze nie lubię być razem z moimi miłymi, ale bardzo potrzebuję takiej samotności. Zauważyłam, że gdy długo jestem takiej okoliczności pozbawiona, nie potrafię się tak naprawdę zregenerować i wrócić do ludzi. I moja obecność wtedy jest tylko częściowa.

Wczoraj w bibliotece:
- "Słucham pana" - mówię do kolejnego czytelnika czekającego w kolejce.
- "O, jak to dobrze" - on na to - że ktoś mnie jeszcze słucha! Dziękuję".

wtorek, 9 marca 2010

wtapiam się


Kilka dni temu jeden z moich czytelników, starszy pan, powiedział mi:

-Muszę panią serdecznie przeprosić. Pani jest nowym pracownikiem, widzieliśmy się tu już kilka razy, a ja jeszcze nie przywitałem się z panią. Błąd karygodny, proszę o wybaczenie...

Ja na to, że ależ ależ nic nie szkodzi naprawdę nic

a pan:

-Bo pani się tutaj tak doskonale WTAPIA W TŁO!

No, i masz, co zrobić z takim komplementem? Może zainwestować w rudą farbę do włosów i szal w wyrazistym kolorze (każda okazja dobra), żeby się tak jakoś z tego tła wyróżnić jednak? Tu dodam dla tych, co w bibliotekach nie bywają, że teraz już od dawna nie obkłada się książek w szary papier, lecz w przezroczystą folię. więc, na pociechę, nie wtapiam się w szare tło, tylko w kolorowe.
A potem pomyślałam sobie, że w końcu co złego jest w tym wtapianiu? Kiedy myśli się o sobie jak o centrum wszechświata, to może zaskoczyć w pierwszej chwili myśl, że nikt inny nie podziela tej perspektywy. David Rieff w swojej książce poświęconej Susan Sontag ("W morzu śmierci. Wspomnienie syna") opisał szok, jakiego doświadczył na widok napisu z reklamy w nowojorskim metrze. Napis głosił:
DO ZWYCZAJNEGO FACETA - TY NIM JESTEŚ!
W tym rzecz, właśnie. Czasem trudno uwierzyć, że się jest, po prostu, zwyczajnym człowiekiem i tak już zostanie.