niedziela, 6 czerwca 2010



Just a perfect day. Wczoraj. Ale nie byłoby tego wczoraj, gdyby nie poprzednie dni, kiedy mieliśmy czas, by sobie wyrzucić na chwilę z głów pracę i szkołę. I z wolną (by nie napisać, pustą) głową wyjechać sobie na wycieczkę.
(Jakim błogosławieństwem okazuję się mieć cztery dni wolne pod rząd)
Pamiętam, że gdy mieszkaliśmy w Rzymie i wyjeżdżaliśmy sobie na jeden dzień gdzieś w pobliże, myślałam wtedy, co będziemy robić w Warszawie, gdy już wrócimy? Dokąd wyjeżdżać? We Włoszech autostradą w trzy godziny można dotrzeć daleko, do Toskanii, do Sabaudii, do Abruzji. 20 kilometrów dzieliło nas od morza, góry otaczały miasto. Co chwila wyłania się urocze miasteczko na skale, starożytne ruiny, zatoka ze szmaragdową wodą, winnice na wzgórzach. To wszystko było tak piękne, że można było wybaczyć i zapomnieć o ruderach, blokowiskach, śmieciach, zdewastowanej przyrodzie - bo to także można zobaczyć w Italii. I gdy myśleliśmy o powrocie, chyba właśnie tych króciutkich wypadów było nam najbardziej szkoda, bo dokąd, myśleliśmy, można wypadać z Warszawy? Czyżby kolejny raz do Czerska? (pytanie retoryczne).

A jednak i tutaj można praktykować małe wypady,tylko inna jest optyka, inne piękno. Banalnie napisać, że trudniejsze to piękno, mniej oczywiste, ale trochę tak jest. No, i radość przecież nie tylko w tym, co się widzi, ale w samej podróży, w ruchu, w zmianie. To bezcenne....
I wczoraj pojechaliśmy sobie w stronę Pilicy, odwiedziliśmy kilka miasteczek, lasów i zagajników, jechaliśmy po słynnych polskich drogach. Całkiem ładnie, nieoczekiwanie malowniczo, jak na Mazowsze,które jest raczej monotonne i przewidywalne.Zobaczyliśmy, m.in, Inowłódz, gdzie w odremontowanej synagodze z początki XIX wieku urządzono sklep.
Szokująco to wygląda, gdyż po wejściu do środka nie ma się nawet cienia wątpliwości, do czego służyło kiedyś to pomieszczenie. Dowiedziałam się, że odremontowano je we wczesnych latach osiemdziesiątych na potrzeby biblioteki, po której już dzisiaj jednak ani śladu. Jakoś bibliotekę łatwiej bym zniosła w takim miejscu, sklep jest jak uderzenie w twarz. Pamiętam, co czułam, gdy odwiedzałam kościoły w obwodzie kaliningradzkim, zamienione w magazyny. Można to było wytłumaczyć reżimem komunistycznym. Ale ten sklep? Dlaczego nikt nie protestuje?


Swoją drogą, to nie jedyny, bynajmniej, taki przypadek! Zazwyczaj jednak budynki synagog są w takim stanie, że nieraz trudno rozpoznać ich pierwotne przeznaczenie, można się tylko domyślać. Tu ślepy by poznał, na ścianach są nawet polichromie i napisy.
Ech.Inowłódz kryje też inne ciekawe skarby. Dobrze powiedziane, że kryje, bo nie sądzę, by wiele osób miało możliwość kiedykolwiek się o nich dowiedzieć. Jakaś taka dziwna polska skromność, czy co ;-), nieumiejętność wykorzystania tego, co jest. Czyli -pięknego kościółka romańskiego z XII wieku (niestety, znacznie zniszczonego w pierwszej wojnie i częściowo zrekonstruowanego).


Z miejscem tym związana jest ciekawa legenda - kościół wzniesiono jako votum dziękczynne ku czci św. Idziego, w podzięce za długo oczekiwane narodziny przyszłego króla, Bolesława Krzywoustego. Opowiada o tym kronika Galla Anonima, a śpiewa - ekscentrycznie - Ewa Demarczyk.


Miejscu temu nie brakuje ani malowniczej panoramy (widok ze skarpy na meandry Pilicy), ani ciekawej opowieści. Szkoda, że nie dało się kościoła zobaczyć w środku.

Jadąc dalej tropem Tuwima (i Demarczyk) wpadliśmy na dzień do Tomaszowa, nie korciło Was nigdy, by, tropem tego wiersza, tak po prostu pojechać tam? Mnie tak, zawsze...
I jeszcze tomaszowskie źródła słynne turkusowej barwy chcieliśmy zobaczyć, ale spotkało nas rozczarowanie - może z powodu przyboru wód bajkowy kolor ulotnił się, woda była mętna, zabarwiona jedynie na intensywną zieleń przez glony. Obejrzeliśmy więc pobliski skansen rzeczny, który okazał się bardziej muzeum pamiątek z drugiej wojny. Z niemałym trudem odciągnęliśmy dziewczynki od straganów z pamiątkami i pojechaliśmy dalej.
Dotarliśmy do Sulejowa, dawnego cysterskiego opactwa, niestety, częściowo w ruinie. Żyje tam ponoć jeszcze dwóch starszych zakonników, którzy nie mają ani siły, ani środków, by zająć się obiektem (i prawdę mówiąc, nie jest to praca na ich siły i możliwości). Znowu, kolejny raz spotkaliśmy się z historią jak z zamku w Głogówku, o której wspominałam na poprzednim blogu - piękny, imponujący obiekt popadający w ruinę, brak dobrej woli, wyobraźni, elementarnego poczucia piękna i wartości u osób, które decydują o jego przyszłości.



Swoją drogą, niezwykłe jest to miejsce, wyobraźcie sobie średniowieczną architekturę rodem z Burgundii wpisaną w nasze łąki! Wnętrze kościoła trochę, jak się wyraził Tomek, spaćkane barokiem, ale poza tym wszędzie dominuje taka szlachetna prostota. Odpoczęliśmy sobie pięknie, nie ma to jak klasztorny spokój. Dziewczynki biegały boso po trawie i kładły się brzuszkami do góry wśród stokrotek - prawdziwe wakacje.
Dzisiaj za to prawie cały dzień w domu. Przede mną kolejny tydzień, tym razem bez Tomka, który dociera właśnie do Wrocławia (równocześnie z kulminacją fali wezbraniowej na Odrze), by tam spędzić czas w archiwum. Ja z notesem na biurku kombinuję już, jak tu sobie poradzić bez niego, z dziećmi, odprowadzaniem i pracą.
PS. Od znajomych, którzy oglądali moje zdjęcia z wycieczki, dowiedziałam się o jeszcze innych Tuwimowych i Demarczykowych tropach - W Inowłodziu powstały Kwiaty polskie", jest tam też karczma, w której, po imprezie, został napisany słynny Grand valse brillant...

9 komentarzy:

  1. Cztery dni wolnego pod rząd są cudowne. Naprawdę czuję, że praca została gdzieś obok. W takim zapędzeniu dwudniowy weekend to rzeczywiście trochę mało, zwłaszcza jak trzeba nadrobić zaległości z tygodnia ;-)
    Zachęciłaś mnie bardzo tą opowieścią o Waszej wyprawie. Chyba namówię męża na pójście w Wasze ślady. Szczególnie, że to tak blisko. Pozdrawiam. Trzymaj się. Dużo sił na tydzień bez Tomka. a.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jeszcze na dodatek zazwyczaj pracuję w soboty do drugiej! Więc te cztery dni to jak kiedyś wakacje - hihi, przyzwyczajam się do życia jako DOROSŁA.
    Mamy fajny przewodnik z serii "Polska niezwykła" - o Mazowszu. Polecam, tam są opisane ciekawe miejsca w pobliżu.
    Męczę się, próbując wkleić link z You tuba. Chyba zapomniałam, jak to się robi. Pomożesz?
    Pozdrawiam bardzo, bardzo

    OdpowiedzUsuń
  3. Na youtube pod filmikiem jest hasło "udostępnij". jak na to klikniesz otwierają się różne możliwości, m.in. blogger. Klikasz na niego i on mówi, co dalej. Ciekawa jestem o której piosence Demarczyk piszesz. Zaraz jej poszukam ;-)
    Buziaki. a.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki,chyba się udało... Piosenka zaśpiewana z Galla Anonima, właśnie o narodzeniu Bolesława.Ta kobieta to miała temperament!

    OdpowiedzUsuń
  5. Sulejów jest super - polecam wszystkim - naprawdę burgundzki klimat! Nawet naszym dzieciom się podobało (najbardziej trawa przed kosciołem)
    Igello

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie też tych małych wypadów byłoby najbardziej żal, choć teraz i tak siedzimy w Albacete i zawzięcie oszczędzamy na wakacje, żeby te wszystkie wyjazdy jakoś ogarnąć. A kiedy myślę o wakacjach, widzę przed oczami taki moment, który cieszy mnie najbardziej, jak wsiadamy do samochodu a przed nami droga daleka:)Pozdrawiam i do już rychłego!

    OdpowiedzUsuń
  7. mam spore zaległości w czytaniu Twojego bloga, a tu tyle pięknych notek :)

    Pozdrowienia

    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kinga: jak miło, ze zaglądasz, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  9. witam.ciekawy ten sklep w synagodze..dobrze że polichromii nie zniszczyli i chyba zachowały sie elementy kute. ale szkoda.mogłoby być muzeum, albo wlaśnie biblioteka.

    OdpowiedzUsuń