Dzisiaj trochę marudzę: moja najstarsza córka, niewysoka i raczej szczupła, dźwiga do szkoły plecak, który waży prawie 10 kilogramów! Tyle ciężaru to, przede wszystkim, książki, do tego osprzęt plastyczny, zeszyty, śniadanie, picie. Zastanawiam się, czy ci wszyscy dumni twórcy podręczników, piejący na cześć nowoczesnej edukacji, przez chwilę chociaż pomyśleli o fizycznym aspekcie i policzalnym wymiarze swoich wytworów. O delikatnych kręgosłupach małych dzieci. Przepełnione szkoły nie mają możliwości "zaszafkować" książek, zresztą, co zrobić z pracami zadawanymi do domu? Ergo: trzeba dźwigać. Przyznam, że robi mi się słabo, jak znoszę i wnoszę dziewczynkom po schodach do metra oba plecaki. I tak dobrze, że resztę drogi ciągną to draństwo na kółkach. I jakie odbierają podświadomie i, przede wszystkim, cielesne, przesłanie na temat szkoły? Odpowiedź jasna. Ciężar nie do udźwignięcia.
Poza tym wszyscy zdrowi.
Z biblioteki w ciągu dwóch dni od ogłoszenia literackiego Nobla zniknął już nam cały Vargas Llosa, pożyczony przez tych, co go chcieli poznać, czy odświeżyć. Na przepełnionych do granic możliwości półkach w miejscu Llosy zieje sugestywna dziura - tak oto objawia się w praktyce wydarzenie kulturalne. Bardziej jednak podobało mi się to, co powiedział pewien smutny, zamyślony czytelnik, wypożyczając trzy powieści Amosa Oza:
Tak bym chciał mu jakoś wynagrodzić ten brak Nobla, powiedział. Piękne.
środa, 13 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zazdrość mnie ogarnia, że też tak można sobie pójść do biblioteki i wrócić do domu z trzema świeżutkimi książkami. Strasznie jestem zapóźniona w literaturze, czasem coś sobie kupię przez internet, z przesyłką wychodzi niekiedy taniej niż zakup tej samej książki po hiszpańsku. Nie wiem kiedy będę mogła płynnie czytać w tym języku i czy w ogóle kiedyś. To kolejne pole dla mojej zazdrości, zazdroszczę wszystkim, którzy dobrze mówią po hiszpańsku (i nie tylko. Więcej spraw zazdrostnych nie pamiętam;)Mania też ma ciężki plecak ale nie nosi go na plecach tylko ciągnie na kółkach, jest łatwo bo blisko, nikt tu nie dźwiga na plecach. Pozdrawiam! A.
OdpowiedzUsuńAniu, ale szybko się wpisałaś!
OdpowiedzUsuńWiesz, wydaje mi się, że z czytaniem w obcym języku trzeba przejść przez pewien próg, poniżej którego jest to mozolna i niewdzięczna czynność. Różnie bywa, ale moje doświadczenie jest takie, ze trzeba przeczytać ze cztery książki co najmniej, zanim to stanie się lżejsze i przyjemne. I chyba jednak nie zaglądać co chwila do słownika, tylko wtedy, gdy znajomość słowa jest absolutnie niezbędna i kluczowa do zrozumienia reszty. Słówek i tak się z książki za wiele nie nauczysz, nie o to chodzi, a takie sprawdzanie strasznie hamuje i odbiera wszelką przyjemność.
A zapisałaś się do miejscowej biblioteki? Na pewno jakaś jest, wtedy mogłabyś testować książki przed zakupieniem, ja w Rzymie trochę za późno odkryłam, ile skarbów jest w zwykłej, miejskiej bibliotece! Również albumy (np. przepiękny o mozaikach), których na pewno nie byłabym w stanie kupić.
Bo polska biblioteka to pewnie tylko w Madrycie?
PS. Moje dziewczyny też ciągną te plecaki na kółkach, ale i sporo noszą, np. w szkole po schodach, itp. Trochę się tego nazbiera :-(
10 kg?!?! To prawie połowa tego, co wazy dziecko. To absurd. Szkoła jest ciężka ;-)
OdpowiedzUsuńUroczy ten Pan od Amosa Oza. :-))
A ja z czytaniem w lesie. Ostatnio nie mogę się skupić, zasypiam po trzech stronach. Czekam na jakiś ożywczy czytelniczy zryw.
I oczywiście pozdrawiam Was serdecznie!
OdpowiedzUsuńNapiszę jak babcia, trudno: za naszych czasów... było mniej książek. Czy te obecne podstawówkowe są naprawdę mądrzejsze czy tylko ładniejsze, ciekawsze i bardziej kolorowe?
OdpowiedzUsuńDobrą macie tą bibliotekę, prawda? Nasza gminna świeci pustkami, ale chyba nie dlatego że wszystko wypożyczone. Szkoda.
Pozdrawiam
Agnieszko kochana dziękuję za inspirację, jesteśmy już z Manią umówione na pójście do biblioteki w celu zapisania. Niby to takie proste a sam człowiek nie wpadnie. Kiedyś po feriach u babci próbowałam Manię zapisać do biblioteki na Ursynowie, przez całe ferie babcia z Manią wypożyczały książki i miała być to kontynuacja bardzo przez Manię upragniona. Okazało się jednak, że mając pięć lat jest za mała a potem była ciąża znoszona jak wiesz, zaraz mały Szymon i perspektywa wyjazdu. A wiesz, że moja mama pracowała w bibliotece, w księgowości ale w bibliotece, do tego wojewódzkiej;) Uściski A.
OdpowiedzUsuńDroga Agnieszko , a ja znow z opoznieniem!!! ( jak pisze komentarze to nie pisze emalii i na odwrot).
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie ostatnio podobaly wszystkie wpisy , duzo wrazen , informacji, obrazow. Norwegia Twoimi oczami prezentuje sie niesamowicie...
W Twojej "10"-tce znalazly sie tez pociagi...ja tez mam do nich slabosc ..zawsze uwielbialam jezdzic pociagami i albo czytac albo patrzec na ludzi , na mijane miejsca i miejscowosci...obiecuje sobie pare takich tras jak bede w Polsce. Niestety te male stacje sa likwidowane ze wzgledu na koszty, tory zarastaja...
Ja tez ostatnio zlamalam zasady zdrowego wychowania i zaczelam nosic plecak Jasiowi, jest naprawde ciezki , do tego instrument- oczywiscie zakaz plecakow na kolkach...
Bibliotek w Stanach rzeczywiscie mozna pozazdroscic...mila i kompetentna obsluga , wszystko jasno skatalogowane,komputery do szybkiego wyszukiwania, mozliwosc wypozyczenia plyt z muzyka , kaset, dvd...duzo sie dzieje dla roznych grup wiekowych, np.mamy z dziecmi maja swoje "story time"-dla mnie kiedys jedyny czas kiedy moglam troche odpoczac psychicznie z moimi zywymi chlopakami. W sekcji dzieciecej zawsze zabawki i raczej (pisze to po doswiadczenaich-na szczescie nie moich-w ostatniej bibliotece w TN) przyjazna obsluga.I wiem , ze zaraz oburze prawdziwych czytelnikow, zawsze mozna cos zjesc...a ksiazki nie wygladaja jakby ktos wlasnie na nich jadl...:)
Tak samo jest w wielich ksiegarniach sieciowych, choc tam zajelo mi dluzej wyjmowac bez stresu ksiazki z polek i czytac, co dzien tak po trochu.Jacek nawet lubi sie tam czasem przespac...fotele sa naprawde wygodne...pozdrawiam bardzo serdecznie aniaj
ps.musze sprawdzic polki w tutejszej bibliotece, mam nadzieje, ze zostaly jakies egzemplarze dla mnie ...tak tak- trzeba sie zapoznac sie z wymienionymi panami(choc noblisty chyba cos czytalam...)sciskam aniaj
Agnieszko, sprawdzilam biblioteke, Ozow bylo dwie sztuki, Llosa jeden i wypozyczony od ...3 miesiecy , czego nie patrafie wytlumaczyc bo NASZA biblioteka jest bardzo restrykcyjna jesli chodzi o czas na czytanie a kary sa wieksze niz gdziekolwiek do tej pory...
OdpowiedzUsuńTakze zaczelam od Fimy, "idzie" troche trudno i powoli...zobaczymy(moze to tez efekt tlumaczenia) , w kazdym badZ razie dziekuje za polecenie, pozdrawiam na weekend aniaj
A ja stawiałem na Nobla dla H. Murakamiego, bo jest to genialny pisarz. Jego krótkie opowiadania to mistrzostwo świata.
OdpowiedzUsuńKibicowałem także Kenijczykowi (Ngugi wa Thiong'o) oraz poetom (Ko Un, Adonis i nasz Zagajewski).
Ale nic nie mam do zwycięzcy.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)