Właśnie skończyłam czytać smutną, bardzo przejmującą książkę, "Niewdzięczną pamięć" Bernlefa. To historia odchodzenia w śmierć starszego człowieka, śmierć poprzedzoną rozpadem pamięci i stopniowym zanikaniem tożsamości - chorobą Alzheimera. Lekarze opisują obrazowo przyczyny takiego stanu poprzez "rdzewienie" połączeń nerwowych. Postępy choroby są nieubłagane, chociaż mogą przebiegać w różnym tempie. U głównego bohatera powieści, Maartena, rozpad osobowości następuje bardzo szybko, wszystko dzieje się w przeciągu kilku dni zaledwie, zanim trafia do zakładu -szpitala.
I gdzieś pojawia się myśl, może i dobrze. Może lepiej się tak nie męczyć. Kto wie, co za cierpienie może się skrywać za tym coraz większym chaosem, zagubieniem, degradacją osobowości aż do stanu niemal niemowlęcego. I jaki to ciężar dla bliskich, których całe życie nieraz podporządkowane jest wyłącznie pomocy chorej osobie, której nie można nieraz na chwilę nawet spuścić z oka. Czytałam niedawno, że niewiele jest w Polsce możliwości realnego wsparcia dla opiekunów "rdzewiejących", pomocy takiej, by mogli normalnie funkcjonować, chodzić do pracy, czy pozwolić sobie - nawet od wielkiego dzwonu - na chwilę wypoczynku, czy samotności. A jeśli taka pomoc jest, to najczęściej słono kosztuje.
I znowu przychodzi mi na myśl Filipina, o której pisałam parę tygodni temu, której życie - po ludzku zredukowane i ogołocone ze wszystkiego - jest cenne w oczach Boga.
Bardzo sugestywnie napisana książka, główny bohater pisze w pierwszej osobie, dając nam możliwość spojrzenia na świat z jego coraz bardziej zmienionej chorobą perspektywy. Pod koniec narracja co chwila się rwie, napięcie narasta, z trudem się domyślamy, co mogą znaczyć takie słowa, co tam się dzieje z tej naszej, normalnej strony, że on to tak widzi... Sporo niepokoju pozostało we mnie po tej lekturze. Może jestem bardzo podatna i zbyt żywo reaguję, ale książka dotknęła chyba u mnie bardzo istotnego lęku, jaki jest w człowieku. I znowu to pytanie: do którego momentu jestem - będę jeszcze - człowiekiem? -zawsze-? Czy ktoś mógłby mnie jeszcze taką - ogołoconą - kochać? Jak cienka jest ta granica, która oddziela od normalności?
Może czasem lepiej, że człowiek nie wie, co go czeka
A dzisiaj dowiedziałam się od mamy, że wczoraj mój Tata źle się poczuł. Ma już 80 lat i wiele życia za sobą. Mimo choroby serca radzi sobie całkiem dzielnie, wczoraj jednak spadło mu ciśnienie do 50/20, brak wyczuwalnego tętna. Wyrównało się samo, zanim przyjechała karetka. Dzisiaj tata już żartuje, jak zwykle, na ten temat. Ale wiem przecież, że i On niedługo odejdzie. Jakoś nie mogę o tym przestać myśleć teraz.
niedziela, 19 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie miałam pojęcia Agnieszko, że Twój Tata ma osiemdziesiąt lat, wyglądał zawsze tak młodo, myślałam, że ma sześćdziesiąt kilka. We mnie jest dużo lęku o rodziców, choć wydają mi się młodzi. Tak zawsze o nich myślę, że są młodzi i silni o sobie też myślę, że jestem młodsza o jakieś dziesięć lat. Pozdrawiam ciepło, mam nadzieję, że Tacie polepszyło się na dobre. Pa A.
OdpowiedzUsuńA propos książek to jestem już w połowie "Dersu Uzały" i z czystym sumieniem mogę Ci polecić przeczytanie :))
OdpowiedzUsuńKsiązka jest lepsza niż film. Z całym szacunkiem dla mistrza Kurosawy, ale film jest niesamowicie nużący (ma ponad 2h z tego co pamiętam), w dodatku na ekranie ulatują piękne opisy przyrody jakie w swoim dziele zamieścił Arsenjew. Podoba mi się tez to, że autor nie odnosił się z wyższością do Dersu, a przecież w tamtych czasach prawie każdy Biały uważał się za nadczłowieka.
Polecam, i nie zapomnij podzielić się wrażeniami po przeczytaniu :)
Bardzo mnie to dotknęło, co piszesz. Lęk o rodziców mam w sobie od dawna, również o to, jak ja sobie poradzę w podbramkowej sytuacji. Skoro czasem trudno być tylko matką (24 h na dobę) maluchów, to myślę, że jeszcze trudniej być córką-opiekunką non stop. Całe szczęście, że nie wiemy, co nas czeka. Ale smutno patrzeć, jak bliscy, tacy zawsze mocni, gubią się w codzienności i swojej pamięci. Bardzo to trudne. Ściskam i do zobaczenia po Świętach
OdpowiedzUsuńWreszcie udalo mi sie zasiasc do jakis komentarzy...drugi tydzien bez szkoly sparalizowal nas organizacyjnie...Chcialam Ci Agnieszko napisac , ze zawsze mnie porusza Twoja ciekawosc i chec poznania roznych kultur , swiatow, opinii,problemow.I ten bliski mi problem choroby Alzheimera, lek o rodzicow i bliskich...tez pamietam ten strach i moment kiedy mama odeszla , myslalm, ze juz nigdy w zyciu niczego sie nie bede bac, ze juz nic gorszego stac sie nie moze...to oczywiscie do momentu kiedy urodzily sie dzieci bo wtedy pojawia sie znowu lek o nich...
OdpowiedzUsuńTak do konca tez trudno mowic , ze chora osoba nic nie czuje i nie rozumie, bo zdarzaja sie momenty wiekszej swiadomosci i bynajmniej kiedys mowiono o kontakcie z jedna osoba , tzw. opiekunem , z ktorym chory jest zwiazany emocjonalnie. Taka choroba to duzy sprawdzian dla rodziny, wyzwanie zarowno pod wzgledem fizycznym jak i psychicznym, jest to na pewno ciezar nie do uniesienia dla jednego czlowieka, ale w jakies wspolpracy ze najblizszymi mozna zyc z chorym i cieszyc sie z nim kazdym dniem...takze Agnieszko dziekuje za te tematy blizsze i dalsze mojemu sercu...ida Swieta jak spiewa chorek dziennikarzy Trojki , ktorych slucham na zmiane z muzyczka z plyty "Wszyscy na Ciebie czekamy", wiec zycze Ci Agnieszko godnego i radosnego przezywania tych Swiat-zbieram sie i zbieram do maila prawdziwego , ale ten ostatni czas obfituje w ciagle wydarzenia, wiec rzucam ustalony rytm i biegne..sciskam mocno aniaj