Ciągle trudno mi sie pozbierać w obliczu tej katastrofy lotniczej. Różnie jest, nieraz kolejny dzień wydaje się być już prawie normalny, "tylko trochę' smutny. Po czym nagle sypię się zupełnie. Zaczynam płakać, tak, ze smutku. Drażnią mnie irracjonalnie moje dzieci, które hałaśliwie śmieją się w samochodzie. Dotknęło mnie to naprawdę głęboko, teraz to widzę. Jakiś stopień nasycenia nieszczęściem osiągnęłam. I mówię to ja, a co mogą powiedzieć np. żony czy mężowie tych, co odeszli, ich dzieci? Jeden z posłów miał ośmioro dzieci. Ojciec koleżanki Dorotki z równoległej klasy także zginął.
Dobija mnie to zamieszanie wokół miejsca pogrzebu Prezydenta. Mam bloga i może nawet tu byłoby miejsce, by pisać o swoich poglądach w tej sprawie, ale właśnie nie, nie będę tego robić! Nie ja przynajmniej! Moją wrażliwość głęboko ranią spory w takiej chwili, krzyki nad trumnami, uważam, ze to nieludzkie. Że niektórzy powinni się zamknąć. Wstyd mi za tych ludzi. Niezależnie od tego, co sądzę. I polecam tym wszystkim, którzy teraz krzyczą, wiersz Herberta "Potęga smaku".
Biblioteki też nie omijają emocje, ludzie przychodzą z różnym nastawieniem - niektórzy wyciszeni, inni nabuzowani. Nigdy jeszcze tyle osób z własnej inicjatywy nie uiściło kar za przetrzymanie książek ponad termin, zwykle trzeba im o tym przypominać. Wczoraj o mały włos nie było awantury między czytelnikami, którzy starli się w poglądach politycznych. Na szczęście jeden z adwersarzy, starszy pan, po prostu przestał się odzywać i kłótnia wyciszyła się samoistnie.
Uspokajające głęboko są za to pewne domowe czynności i tu dziękuję bardzo Kasi, od której dostałam zakwas i już po raz trzeci piekę chleb. Z zakwasem jest prosto i pięknie, wystarczy tylko zamieszać, odstawić i upiec, chleb zawsze wychodzi wspaniały, smaczny, pachnący. Nie ma tego pracowitego zagniatania, jak przy drożdżowych wypiekach (co, swoją drogą, też jest relaksujące, ale nie zawsze ma się na to czas i ochotę). Wczoraj rano zamieszałam (i to właśnie jest takie uspokajające), a wieczorem upiekłam. Dzisiaj zjadamy...
(Z chętnymi podzielę się zakwasem i przepisem.)
piątek, 16 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czuję się podobnie, czasem jest już prawie normalnie, potem siądę obejrzeć uroczystości na Okęciu i coś mnie łapie za gardło. Stan rozdrażnienia odbija się czasem na dzieciach, kiedy krzyczą i biegają a ja próbuję coś obejrzeć i nic nie słyszę ale w sumie podziwiam ich cierpliwość, w końcu mama "odpłynęła" im już prawie tydzień temu. Już prawie nie oglądam TV, mam dość seriali o Marszałku na Polonii, wiadomości są teraz dużo rzadziej. I podobnie jak Ty nie mam ochoty na blogowe polemiki. W ogóle mam aż za bardzo racjonalne i pozbawione złudzeń spojrzenie na zbiorowe emocje podczas tej żałoby, nie mam cienia wątpliwości, że w poniedziałek od rana zacznie się prawdziwa polityczno - dziennikarska jatka. na samą myśl robi mi się słabo. Całusy a.
OdpowiedzUsuńwww.caramba.bloog.pl
Ps. Zakwas zawsze wydawał mi się czymś szalenie tajemniczym i skomplikowanym, czytałam o nim na kilku blogach kulinarnym jako o czymś równie wspaniałym co efemerycznym i nieobliczalnym. Czasem wychodzi, czasem pada czy też pleśnieje, jak mu się chce;) Chleba zazdroszczę. Pa A.
OdpowiedzUsuńCaramba
Mnie też kilka dni temu przyszła na myśl Potęga Smaku Herberta. I wciąż trzyma mocno. To po prostu okropne, co się dzieje.
OdpowiedzUsuńA ja balansuję pomiędzy przeżywaniem, a jakby normalnością. Będąc samą z chłopcami przez ten tydzień mam wrażenie, ze muszę sobie niestety często wycinać uczucia, bo inaczej nie ogarnęłabym tego wszystkiego. A chciałabym móc sobie pozwolić na takie zwykłe pobycie w tym, co się we mnie teraz budzi. Bo to wartościowe. Ludzkie.Bo to co się zdarzyło, mocno dotyka.
A zakwasu zazdroszczę. ja ostatnio robiłam chleb, ale z drożdżami, a to już nie to samo...
Pozdrawiam. aneta
Mam podobnie, Agnieszko. Jestem w rozsypce. Bardzo pomaga mi praca, szczególnie grupy dziecięce, które dają mi dużo frajdy i satysfakcji, angażują mnie całą i nie pozwalają myśleć o czymś innym. Ale na moich dzieciach się jednak odbija mój deficyt emocjonalny - nie mam cierpliwości, wkurzam się.
OdpowiedzUsuńTaki czas.
Idę w sobotę na mszę na Plac Piłsudzkiego. Czuję, że jestem IM to winna, że jeszcze tylko tak mogę pomóc zmarłym i ich bliskim.
Karina
Byłam dzisiaj na Placu, poszłam też ze świeczką na Krakowskie. Wracając, płakałam w metrze nad gazetą z ich zdjęciami. Spostrzegłam po chwili, że nie tylko ja...
OdpowiedzUsuń