Wrzucam kilka fotografii z gór. Nie po kolei, niech to będą na razie tylko takie migawki. Zmęczona dzisiaj jestem i nie opowiadam historii. Nawet dzieciom nie miałam siły poczytać wieczorem.
Może jutro...
To mgliste wspomnienie z karpackiej Czarnohory. Ukraińcy nazywają te góry, po prostu, Karpatami.
Po takiej połoninie szliśmy... O ile nie padało, było przepieknie. Ale w deszcz też nie przeszkadzał, o dziwo, w oglądaniu widoków - pogoda była wyżowa.
Wieczór w górach. Trochę kicz, ale prawdziwy.
Tu spaliśmy pewnego razu. Widok po obudzeniu piękny nie do opisania.
Całkiem ładne 'jeziurecko" Brebenescuł pod szczytem o tajemniczej nazwie Gutin Tomnatyk.
Łąka o poranku - łąka, jakich dzisiaj już mało.
Po deszczu (i przed kolejnym)
Grań Czarnohory, w głębi szczyt Popa Iwana, na którym zmógł nas ulewny deszcz. Obserwatorium astronomiczne na szczycie, obecnie w kompletnej ruinie, zbudowali Polacy tuż przed drugą wojną.
Najwyższy szczyt Czarnohory, Howerla, 2050 m
Po zejściu z Howerli - w nagrodę taki trawers.
W drodze pojawiła się dziwna,jakby biała tęcza - łuk, który przesuwał się jakiś czas wraz z nami, jakby wskazywał drogę
c.d.n.
wtorek, 20 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oooo, dobrze musiało Wam tam być. Piękne zdjęcia. A.
OdpowiedzUsuńNiesamowite to ostatnie zdjęcie, jakby ktoś wchodził w inny świat. Ale może tak właśnie było ;-)) Pozdrawiam. aneta
OdpowiedzUsuńWypisz wymaluj Australijskie Alpy, tylko eukaliptusów brak.
OdpowiedzUsuńTo w Australii też takie fajne góry są?! Jadę!!
OdpowiedzUsuńCzekamy :)
OdpowiedzUsuń