niedziela, 29 stycznia 2012
w poniedziałek rano
(Anglia, Northampton)
I wrócili już moi wszyscy, w domu znowu gwar. Wyjazd się udał, w górach bardzo dużo śniegu, dzieci praktycznie cały możliwy czas były na dworze. Poczułam ulgę, że już są, dobrze mi było samej, ale z nimi - lepiej. Co nie zmienia faktu, że trzeba być samej od czasu do czasu, po prostu, nie potrafię inaczej.
Przez ten tydzień udało mi się spotkać kilka osób, zrobić parę odłożonych z braku czasu rzeczy, ale zasadniczo pławiłam się w samotności i spokoju. Czułam się jakaś dziwnie słaba, nie mogłam dospać do syta, z pracy wracałam zmarnowana - już się zastanawiałam nawet, czy to nie jakieś kryptochoróbsko się do mnie dobiera. Normalnie przecież potrzebowałam dwóch dni na regenerację (wyspać się, zjeść kilka ciepłych posiłków, nie spieszyć się, pomilczeć), a teraz ciągle dętka ze mnie. Może taki czas teraz trudniejszy, może za szybkie tempo jednak.
W wakacje wędrowaliśmy wzdłuż wybrzeża Bałtyku, od Gdańska do Greiswaldu. Czytałam wtedy "Potęgę teraźniejszości" Ekharda Tolle. Nie z całą treścią się zgadzam, nie odpowiada mi do końca jego holistyczna filozofia, ale wiele było trafnych myśli i uwag. Między innymi o zakorzenieniu w chwili, o głębokiej obecności i wyciszeniu gwaru swojego ego, czyli całej szrpaniny emocjonalnej, kompleksów, ocen. Bardzo dobra lektura na taki czas, coś we mnie jeszcze z niej zostało.
I jeszcze mi przyszedł na myśl jeden cenny fragment, który przekopiowałam kiedyś z bloga Anety (jak go jeszcze pisała). Dla mnie bardzo pomocny:
Spokój jest możliwy tylko w chwili obecnej.
Mówienie: "Niech tylko skończę to i tamto,
wtedy będę żyć spokojnie" jest śmieszne.
Co się kryje za słowami: "to i tamto"?
Dyplom, praca, spłata długów?
Jeśli myślisz w ten sposób, spokój nigdy dla Ciebie nie nastanie.
Po każdym "tym i tamtym" zawsze następuje jakieś kolejne.
Jeśli nie żyjesz w spokoju w tej chwili, nigdy nie będziesz do niego zdolny.
Jeśli naprawdę pragniesz mieć w sobie spokój, musisz go mieć właśnie teraz.
Inaczej pozostanie Ci tylko "nadzieja na spokój kiedyś w przyszłości".
Thich Nhat Hanh
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ostatnio postanowiłam, że będę spokojna i jestem. Nie stało się to moją wolą, raczej zauważyłam, że tak się dzieje i postanowiłam ten stan, jak tylko mogę, utrzymywać. Bo dookoła kryzysowa burza a ja nie chcę i nie lubię się bać. Uściski a.
OdpowiedzUsuńCzytałem jedną z książek pana o pseudonimie Thích Nhất Hạnh. Hm, mimo, że uwielbiam wszystko, co wietnamskie to jednak nie zostałem porażony i więcej po jego dzieła sięgać nie zamierzam.
OdpowiedzUsuńTak właśnie sobie usiłuję przypomnieć gdzie to ja wyczytałam czy usłyszałam...
OdpowiedzUsuńŻe świat się zmienia, i nigdy nie będzie tego mitycznego że wreszcie się ułoży czy uporządkuje, i że czekając na to skazujemy się na "święty-nigdy". Że to że jest chaos jest ok, że tak jest i już i tak ma być i należy kochać życie z tym bałaganem i rozdłubaniem bo tak po prostu jest i już.
Niedawno to trafiłam, niedawno do mnie do tarło, ale ile mi dało spokoju i radości. To nie znaczy że przestałam zmywać. To znaczy że przestałam się martwić.