wtorek, 20 lipca 2010

Wrzucam kilka fotografii z gór. Nie po kolei, niech to będą na razie tylko takie migawki. Zmęczona dzisiaj jestem i nie opowiadam historii. Nawet dzieciom nie miałam siły poczytać wieczorem.
Może jutro...




To mgliste wspomnienie z karpackiej Czarnohory. Ukraińcy nazywają te góry, po prostu, Karpatami.





Po takiej połoninie szliśmy... O ile nie padało, było przepieknie. Ale w deszcz też nie przeszkadzał, o dziwo, w oglądaniu widoków - pogoda była wyżowa.




Wieczór w górach. Trochę kicz, ale prawdziwy.




Tu spaliśmy pewnego razu. Widok po obudzeniu piękny nie do opisania.




Całkiem ładne 'jeziurecko" Brebenescuł pod szczytem o tajemniczej nazwie Gutin Tomnatyk.




Łąka o poranku - łąka, jakich dzisiaj już mało.




Po deszczu (i przed kolejnym)





Grań Czarnohory, w głębi szczyt Popa Iwana, na którym zmógł nas ulewny deszcz. Obserwatorium astronomiczne na szczycie, obecnie w kompletnej ruinie, zbudowali Polacy tuż przed drugą wojną.



Najwyższy szczyt Czarnohory, Howerla, 2050 m





Po zejściu z Howerli - w nagrodę taki trawers.




W drodze pojawiła się dziwna,jakby biała tęcza - łuk, który przesuwał się jakiś czas wraz z nami, jakby wskazywał drogę


c.d.n.

5 komentarzy:

  1. Oooo, dobrze musiało Wam tam być. Piękne zdjęcia. A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite to ostatnie zdjęcie, jakby ktoś wchodził w inny świat. Ale może tak właśnie było ;-)) Pozdrawiam. aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypisz wymaluj Australijskie Alpy, tylko eukaliptusów brak.

    OdpowiedzUsuń
  4. To w Australii też takie fajne góry są?! Jadę!!

    OdpowiedzUsuń