niedziela, 14 listopada 2010





Kolejny i, mam nadzieję, ostatni w najbliższym czasie dzień, który spędzam jako słomiana wdowa. Tomek jest tym razem w Dreźnie, ledwo wrócił z Wenecji. Dobrze, że mogłam liczyć na pomoc rodziców i siostry, w piątek dzieci nie miały szkoły, a ja pracę, owszem, to samo w sobotę. Dzisiaj spokojnie, tylko po południu Dorotka ma próby swojego teatru, na które ją trzeba zaprowadzić i odprowadzić, ale to już mały pikuś, to w ogóle nic. Przypominam sobie teraz sytuacje, gdy dzieci były naprawdę małe, a Tomek wyjeżdżał, zazwyczaj zaraz po tym, jak zamknął drzwi, ktoś zaczynał chorować i to nie byle jak, na przykład na szkarlatynę. Raz zakupy zrobiła mi Ania, w ostatnim miesiącu ciąży bodajże, bo ja nie mogłam wyjść z domu, zostawiając maluchy z gorączką (i niemowlaka Hanię).
A to kilka fotografii z Rzymu, tym razem nie robiłam dużo zdjęć, nanosiłam się tylko, bo aparat jest duży i ciężki. I wygląda się od razu obciachowo, jak turysta, co tym razem pokrywało się z rzeczywistością, ale ja pamiętałam czasy, gdy nie byłam turystką w Rzymie i nie mogłam tego odżałować...



(witraż - platany nad Tybrem)



alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5539381527764400034" />

(targ na Campo de' Fiori)



(zaułek przy via dei Coronari, tam za dnia zjedliśmy boskie wprost lody, nie da się opisać! zazwyczaj wybieram klasyczne smaki - np. ciemną czekoladę, amarenę, czy wanilię - tym razem skusiłam się na krem kardamonowy i szałwię. Odlot!)



(nocny spacer po mieście)



(plac przed Panteonem, widoczny egipski obelisk)



(dachy i poddasza...)



(i okienka)



(okienka, c.d.)



(trzeba umieć sobie radzić)

3 komentarze:

  1. Agnieszko, jak milo popatrzeć na te zdjęcia. U nas zimno okrutnie a tam złota jesień. Wzruszyłam się, ze o mnie wspomniałaś, to raczej nie był ostatni miesiąc ale ja od połowy ciąży tak własnie wygladałam. To pierwszy komentarz, który piszę na moim miniaturowym sprzęcie, siedzę na łóżku i usiłuję uczyć się słówek, pierwszy raz od dawna udało mi się dojść do tego etapu, że faktycznie siedzę a słówka leżą dookoła, sprzęt strategicznie włączony, może przydać się szybki słownik bo obok leży nieszczęsna Winnica w Toskanii przez którą próbuję po hiszpańsku przebrnąć. ale nagle coś mnie tknęło, klik, klik, jest na Uboczu nowy wpis! Dzielna kobieta jesteś, ze sobie tak ze wszystkim radzisz. biegnę do słówek, całusy A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowicie lubię takie zdjęcia, które przedstawiają zwykłe życie. To pranie, okna i targi oczywiście. Cudne :-) Trzymajcie się ciepło. Niech Tomek szczęśliwie do Was wraca. Pozdrawiam. Aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo nastrojowe zdjęcia, można poczuć klimat niespiesznej włóczęgi, ech :-)
    Logistyka podczas nieobecności męża też mnie często stresuje. Zastanawia mnie to, że odkąd jestem mężatką, zrobiłam się mnie samodzielna - złudzenie czy więcej (wspólnych) spraw do ogarnięcia?

    OdpowiedzUsuń