niedziela, 12 grudnia 2010

grudniowo, poniedziałkowo

Nie zapadłam jednak w sen zimowy, chociaż nie daję tu od dawna znaku życia. Raczej biegnę, starając się nie tracić z oczu najważniejszych spraw.
Na przemian mam okresy napiętej uwagi, intensywnego przeżywania każdej chwili i jakiegoś takiego otępienia kieratowego, kiedy najchętniej patrzyłabym sobie bezmyślnie na padający śnieg. Zmęczona trochę jestem i niedospana, weekend był intensywny i towarzyski.
Na sobotnim dyżurze w bibliotece pojawiło się dużo osób, prawie cały komplet naszych Pań z Klasą - mądrych, pięknych, starszych kobiet, które ciągle dużo czytają dobrej literatury i ciekawie o niej opowiadają. Zjawiła się też Znana Pisarka po książki, które - na sygnale - specjalnie dla niej sprowadziła kierowniczka. I młoda dziewczyna, wolontariuszka z hospicjum chciała się zapisać do biblioteki. Ma pomysł, by czytać swoim pacjentom pogodne historie, obiecałam jej pomóc dobrać lektury w najbliższym tygodniu. Na razie poleciłam jej samej książkę "Rozmowy o śmierci i umieraniu" dr Elisabeth Kübler-Ross. To jedna z lepszych rzeczy, jakie znam.

W zeszłym tygodniu byłam w weekend w zaśnieżonym i mroźnym Poznaniu, na warsztatach z kaligrafii. Przez dwa dni uczyłam się angielskiego pisma copperplate. To trudny i wymagający typ kursywy, sporo trzeba się napracować, by efekt był zadawaląjący, jednak sprawiło mi to ogromną radość. Ćwiczy się powoli, stalówka skrzypi - bardzo medytacyjne zajęcie. Zauważyłam, że - jak z każdą rzeczą, gdy się dobrze przyjrzeć - bardzo wiele się można o sobie dowiedzieć w trakcie pisania. Zakrada się pośpiech, przymus efektu, brak wiary w siebie... wszystko widać! Zawsze interesowało mnie, jak pracują grafolodzy, dalej tego nie wiem, ale mogę teraz być trochę takim swoim prywatnym specjalista w tej branży, na własny użytek: pierwsza litera napisana i już bliżej mi do siebie :-)
A tu filmik z you tube'a, dla ciekawych, jak to wygląda.

8 komentarzy:

  1. O kurczę, ależ to piękne i trudne. Miałam kiedyś w liceum liternictwo i cierpiałam na nim strasznie, przez rok katowaliśmy tekst "piorko sklada sie z trzech czesci" a ja jako osoba leworęczna bez przerwy coś rozmazywałam. Widzę jednak, że pan na filmie też jest leworęczny, czyli że można, choć napewno bardzo utrudnia to sprawę. Fajnie, że mogłaś odbyć taki niszowy i jednocześnie interesujący i praktyczny kurs i jeszcze miałaś wycieczkę. Pozdrawiam! A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite! To naprawdę stalówka? Wygląda jakby w trakcie pisania zamieniała się w pędzelek. Piękne! Będziesz tak podpisywać w tym roku prezenty? Szczęściarze!
    I chyba rzeczywiście do takiego pisania trzeba mieć predyspozycje osobowościowe ;-) Pozdrawiam serdecznie. Aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to stalówka - potrafi być bardzo elastyczna, w zależności od rodzaju. Wtedy przy nacisku linia pogrubia się. Ale trzeba mieć to wyczucie, kiedy zwolnić, wyczuć, kiedy mocniej, a kiedy słabiej. Mnie tak ładnie nie wychodzi.
    Na warsztatach była jedna leworęczna dziewczyna, wiem, że są specjalne pióra dla takich osób.
    Tak, to jest niszowe - znałam dotychczas tylko jedną osobę, która się sama nauczyła kaligrafować piórem. Ale podoba mi się to. Ile jest rozmaitych, przepięknych typów pisma: uncjała, minuskuła karolińska, gotyk; cały świat
    do odkrycia. Nie mówiąc już o stalówkach, kałamarzach, papierach. We Włoszech zdumiewały mnie zawsze niezwykle wysublimowane sklepy z ekskluzywnymi materiałami piśmienniczymi, czego tam nie było! Aż się chciało pobuszować i coś kupić - teraz już będę wiedziała, co :-)
    A wycieczka do Poznania była piękna, chociaż zimno. Odwiedziłam przyjaciółkę niewidzianą od lat, byłyśmy na koncercie. A w pociągu czytałam sobie książki (wyrwane czasowi, bagatela, 6 godzin w obie strony).

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście śliczne i niesamowite, co można zrobić stalówką i ze stalówką. Jak precyzja i pewnie trzeba sporo cierpliwości, żeby się od razu nie poddać.

    OdpowiedzUsuń
  5. A propos dobrej literatury to polecam dwie ksiązki nie-hamerykańskich autorów (znaczy się nie-błyszczaki!).
    "Aranżowane małżeństwa" Chitra Banerjee Divakaruni (uczciwie przyznaję, że oprócz dobrych opowiadań są i średnie)
    "Tysiąc wspaniałych słońc" Khaled Hosseini - świetna, świetna, świetna!
    Sam zaczynam teraz "Dersu Uzałę" W. Arsenjewa, bo do tej pory widziałem tylko niezły film Kurosawy po tym samym tytułem, choć boję się, że książka mnie znuży.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anulko, to pisanie zawsze mi się kojarzyło jakoś z Tobą, myślę, że wspaniale by było kiedyś razem pójść do sklepu po piękny papier, tusze i stalówki :-)
    Jacku, też się przymierzam - powoli - do "Dersu Uzały"! Może się podzielimy potem wrażeniami z lektury.
    Tych opowiadań Divakaruni nie znam, czytałam "Chłopca z latawcem", doskonała książka, "Tysiąc wspaniałych słońc" tego autora na pewno jest równie dobra. Też oczekuje na liście książek do przeczytania na mój czas.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak miło :-) Uwielbiam wszystkie przybory papiernicze, to jakaś pozostałość z dzieciństwa. A mogę liczyć na skrócony kurs kaligrafii?

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie, tyle, że ja na razie niewiele umiem, ale mogłabym Ci pokazać to, czego się nauczyłam i razem byśmy próbowały dalej...

    OdpowiedzUsuń