wtorek, 8 lutego 2011

w domu

Zgłaszam się po dłuższej przerwie - jakoś mi było daleko do pisania tutaj. Ostatnie dni minęły, zresztą, bardzo intensywnie. Tomek był przez tydzień we Wrocławiu, a w tym czasie, zgodnie z regułą, Janeczka zachorowała na zapalenie płuc. W dodatku, nie od razu się zorientowaliśmy, bo nie miała gorączki i tylko tak dziwnie pokasływała. Gdy którejś nocy obudziłam się i wysłuchawszy godzinnego przeszło rzężenia, zdecydowałam się na wizytę lekarską.
Czyli szturm do przychodni o siódmej dwadzieścia bladym rankiem, pobranie numerka, potem galop z Dorotką do szkoły, powrót do domu, Hania do przedszkola, Janka do lekarza. I tak dalej, aż do momentu, gdy zdecydowałam się przestać walczyć w pojedynkę i wzięłam jednak zwolnienie z pracy (w tym celu znów ranna wizyta w przychodni, by pobrać numerek, sprint z Dorotką do szkoły...).
Jednym słowem, przeistoczyłam się na ten czas w boginię logistyki i domowej organizacji. Aż do dnia, gdy wrócił Tomek, czy też dnia później, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem zmęczona i napięta. Zwolnienie z pracy trochę pomogło to wszystko ogarnąć. Dziwne jednak, jak trudno mi było w pierwszej chwili pozwolić sobie na - no właśnie, na co. Na luksus opieki na poważnie chorym dzieckiem? Zwariowałam chyba. Przyjrzawszy się sobie z uwagą, odkryłam syndromy, o których też wspominała czasem na blogu Karinka - jakaś taka nadgorliwość, pseudolojalność, przerost odpowiedzialności, czy co. Problem ewidentnie mój własny, do przepracowania, ale tło jest szersze. Niedawno świętowałam uroczyście rocznicę podjęcia pracy. Cały poprzedni rok minął mi bez dnia zwolnienia, ani na siebie, ani na dziecko. Może tak naprawdę ciągle niepewnie się czuję jako pracujący, "dorosły" człowiek, że atutów swoich upatruję w tym, że zawsze jestem w robocie?
Jak to powiedziano jednej bliskiej mi osobie: pani mocną stroną jest to, że nie bierze pani zwolnień! Okropne! I co za dyskryminacja rodziców za tym się kryje. I kobiet w szczególności, bo to one głównie biorą zwolnienia na chore dzieci. Jakże mi brakuje poczucia takiej ogólnoludzkiej solidarności, która przyjmuje za normalne to, ze kobiety bywają w ciąży, a dzieci chorują, i je wspiera.
Przy okazji dodam, że u mnie w pracy spotkałam się z pełną wyrozumiałością i spokojem. Odetchnęłam z ulgą. Po ty się poznaje dobre miejsce!

A w domu za to rozciągnęłam krótką kołdrę na dzieci, ze szczególnym uwzględnieniem Janusi. Starczyło też na zaniedbaną ostatnio dziedzinę kuchenną. W sobotę, na przykład, z pomocą dziewczyn upichciłam:
- barszcz z uszkami
- naleśniki z serem
- kulki z mięsa milonego
- babeczki z budyniem
- murzynka
- piszingera

Z biblioteki przyniosłam Janeczce książeczki i masę audiobooków. Ośmioletnie chore dziecko w niczym nie przypomina chorego dwulatka, który nie śpi po nocy, leje się przez ręce, odmawia leków i płacze przez cały dzień. Janeczka spokojnie leży w łóżku, czyta dużo, słucha bajek, podciągnęła się też w szydełkowaniu (zawsze uważałam, że nie idąc do szkoły, można się nauczyć fajnych rzeczy). Ja trochę już się zresetowałam, jutro kontrolna wizyta u lekarza (znów sprint poranny do przychodni, ale jest już Tomek, na szczęście) i zobaczymy, co usłyszymy. Ciągle mam słabą nadzieję, ze uda się jednak pojechać na ferie :-)

12 komentarzy:

  1. Dobrze, że poszłyście do lekarza, bo ten kaszelek brzmiał bardzo nieładnie. Nawet mi potem przemknęła myśl, że przecież podobno ostatnio często bywają zapalenia płuc bez gorączki...
    Ściskam mocno i pamiętajcie o cytrynie ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie się odzywasz. Już zaczynałam się niepokoić... i chciałam brać zamach telefoniczny... My drugi tydzień ferii jesteśmy w domu - ja całe dwa, więc może udałoby się zobaczyć. Ściskam i zdrowia życzę dla JAneczki i żeby jednak wyjechać się dało, bo ja to już tylko: koc, książeczka i relaks, wyjazdy mnie obecnie przerastają. ;)
    Karinko

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam Cię Bogini Logistyki i Domowej Organizacji. Też zaglądałam tutaj ciekawa, co słychać. Życzę zdrowia Janeczce. Mam nadzieję, że uda Wam się wykaraskać z chorób i wyjechać na ferie. A Twoje atuty nie ograniczają się do niebrania zwolnień. O to, to nie!!! :-) Buziaki. Pozdrawiam. Aneta

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwolnienie na opiekę nad dzieckiem.. okropna ta biurokracja. W Australi, w większości instytucji, przysługuje 8 dni płatnego zwolnienia chorobowego rocznie, w tym 3 dni bez świadectwa lekarskiego. Dni niewykorzystane przechodza na następny rok. To jest dobre dla młodych, którzy nie chorują a mają 3 dni w roku na kurowanie kaca. Osoba chorowita, gdy zaczyna nową pracę, musi wyzdrowieć albo poświęcić na choroby swój urlop, albo brać urlop bezpłatny.
    Życzę wyjazdu na udane ferie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczuję i dobrze rozumiem taki stres, oj za dobrze. Moje dizewczyny mają zapalenia oskrzeli na okrągło, a ja ciągle panikuję, więc na płuca zeszło tylko raz. Podobno teraz grasuje takie bezgorączkowe zapalenie, podstępne bardzo.
    A co do tej pracy to jest przykre. To, że inni matkę dyskrymiują powoduje (przynajmniej w moim przypadku), że ja sama zaczynam się czuć pracownikiem gorszej kategorii. Dwa lata temu pewien kolega powiedział mi (w złości wielkiej na los, że ja mu przypadłam w udziale jako korektorka), że woli pracować z moim kolegą z działu, bo on jest zawsze dyspozycyjny (tj. czyta całą dobę) i jemu dziecko nie zachoruje (jest singlem). Nie jestem pamiętliwa, ale to mu zapamiętałam i jeszcze to we mnie siedzi. Bo gdzieś podskórnie czuję, że on wyraził to, co wszyscy myślą. Praca to nie całe życie, ale ważna jego część, a ja nie chcę być gorsza, dlatego że mam dzieci. Zresztą jak wszyscy wiemy, każdemu się może choroba przydarzyć, a matka, która chce pracować, będzie to robić dobrze i się nawet lepiej zorganizuje, żeby mieć na wszystko czas. Tylko nie wszystkim to chyba wiadomo... Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  6. Przypomniał mi się jeszcze jeden przykład dyskryminacji, no i muszę napisać. Sprawdzałam kiedyś pewne babskie pisemka, tak głupie, że aż wstyd. W redakcji oczywiście same kobiety, matki... Będąc w piątym miesiącu ciąży z Kingą, wróciłam po urlopie i dowiedziałam się od naczelnej (matki, oczywiście), że dziękują mi za współpracę, bo... jestem nieprzewidywalna w ciąży, mogę zawsze zaniemóc. Tak mnie zatkało, że nie przyszła mi do głowy żadna celna riposta (a do dziś zastanawiam się, co mogłabym odpowiedzieć, żeby im się zrobiło głupio, niemiło itp. - mam już co najmniej tuzin wersji, a jeszcze tego do końca nie przepracowałam), powiedziałam tylko: "aha" i wyszłam. I co? Okazało się, że to był przejaw kobiecej intuicji, bo dnia następnego trafiłam do szpitala z ciśnieniem 150/100. Panie miały rację, byłam nieprzewidywalna. Ciekawe, czy one się jakoś do tego nie przyczyniły...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję wszystkim za komentarze!
    Anulko, smutne jest, co piszesz. Ja sama pamiętam, jak miałam w poprzedniej pracy opinie osoby, która "podstępnie się zatrudnia, następnie zachodzi w ciążę (bezczelna!), przyczyniając tym strat pracodawcy, który lekkomyślnie przyjął tak nieproduktywną (!!!) osobę"
    Panie Lechu, wygląda na to, że Australijczycy to niezwykle zdrowy naród. Osiem dni to niewiele, biorąc pod uwagę, że zwykła grypa może trwać dwa tygodnie. U nas też, niestety, są takie osoby, które na chorobę biorą urlopy (zwolnienie lekarskie nie jest płatne w 100%).
    Donko, Anetko, Karinko - dzięki za życzenia zdrowia, Jancia już po kontroli, płuca ma czyste, w niedzielę jedziemy!

    OdpowiedzUsuń
  8. A co jest złego w tym stwierdzeniu "pani mocną stroną jest to, że nie bierze pani zwolnień"??
    Ja rozumiem Twoją sytuację, trójka dzieci, mąż poza domem.
    Ale znam wiele przypadków, że z byle błahostki ludzie robią problem, lecą do znajomego lekarza i mają zwolnienie.
    A w przypadku takich osób jak ja, bez koneksji i, NIESTETY, bez wykształcenia, takie cechy jak niesamowita punktualność, lojalność względem pracodawcy i właśnie brak brania zwolnień są często jedyną szansą pokazania, że człowiek się stara, że mu zależy na pracy.
    Nie lubię brać zwolnień. Jak praca to praca, jak wolne to wolne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co jest złego? Może nic. A może insynuacja (zamierzona, bądź nieświadoma), że jest to jedyna zaleta pracownika? Myślę, że tak to mogą odbierać osoby niepewne siebie (a mama wracająca do pracy po ośmiu latach przerwy na opiekę nad dziećmi na pewno do takich należy.)No, i pewna delikatna manipulacja - gdy się jest za coś pochwalonym (i ma być to główny atut), to głupio potem zwalniać się z pracy. I przychodzą ludzie do roboty, zwalając sobie gorączkę tabletkami, ciągnąc nosem po ziemi, zostawiając małe dzieci z opiekunkami (chore dziecko, zwłaszcza małe, bardzo potrzebuje mamy!).
    Myślę, że zdrowy umiar jest tu potrzebny. My nie chorujemy dużo, ale chciałabym wiedzieć, że jak mi się przytrafi słaby moment, to będę miała moralne prawo wykorzystać zwolnienie i nie spotkać się potem z szykanami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie zawsze przerażała perspektywa gnania o świcie do przychodni, w głowie, nie wiem czemu, miałam zakodowane, że okienko rejestracji jest bastionem nie do sforsowania. Dlatego tak sobie chwalę rozwiązanie hiszpańskie, każdy ma magnetyczną kartę zdrowia, na niej zaś numer, którego używając można zapisać się na wizytę, na konkretną godzinę, przez internet. Bardzo upraszcza to życie, oszczędza czas i nerwy. Myślę, że uwaga o niebraniu zwolnień nie musi być sugestią, że to jedyny atut, natomiast napewno staje się "delikatną manipulacją", nawet jeśli pracodawca nie ma takich intencji. Akurat Agnieszko w Twoim przypadku trzeba by być chyba ślepym zeby tych "innych atutów" nie zauważyć. Trzymajcie się dziewczyny, uściski a.

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja cały czas twierdzę, i mam na to dowody ze swojego życia, że niebranie zwolnień może niesamowicie pomóc pracownikowi. Kiedyś, zupełnie przypadkowo [sic!] podsłuchałem rozmowę mojego ówczesnego szefa z kierownikiem. Brzmiała mniej więcej tak: "Słuchaj, zleceń jest mniej. Zmniejszamy ekipę. Kogo zostawiamy... Na pewno Jacka, bo zawsze przychodzi na czas, nie opuścił ani jednego dnia pracy. Nie zawsze mu wychodzi to, co ma wyjść, ale się stara, to widać".
    I zwolnili wtedy 2 innych chłopaków.
    Ale tak jak wspominałem wcześniej, inaczej powinno się patrzeć w przypadku faceta a troszkę inaczej np. w przypadku matki 3 dzieci.

    PS: A u mnie to już w ogóle nie bywasz :((

    OdpowiedzUsuń
  12. Jac, właśnie wróciłam z ferii bez internetu. Bywałam i bywam, ale czas był taki, że nie pisałam i nie komentowałam za wiele. Już zaraz zaglądam! :-)

    OdpowiedzUsuń