środa, 20 kwietnia 2011

...i po fiołkach

Mimo pięknej, wiosennej pogody walczę właśnie z jakimś choróbskiem, które podstępnie zaatakowało moje gardło. Po ciężkiej nocy ciężki dzień. Wczesnym popołudniem Tomek z dziećmi wyjechali do Błądziszek (ja dojadę w piątek po pracy), całe rano uwijałam się jak w ukropie piekąc sernik, pieczeń, pakując dziewczynki, piorąc i prasując. Takie tempo, zresztą, mam od tygodni, nie wiem, jak to się dzieje, ale czas ostatnio przyspieszył. W każdej niemal chwili ktoś coś do mnie mówił, czy to w domu, czy w pracy, a teraz nagle - cisza. I nic nie trzeba już robić, dzisiaj przynajmniej. Zresztą, i tak nie dałabym rady, ledwie się trzymam na nogach. Parzę więc sobie kolejne herbaty w lawendowym kubeczku od przyjaciółki i czytam...



Książkę poleciła mi kierowniczka w pracy, jest to "Przestrzeń za szkłem" Simona Mawera, bardzo ciekawa. W myślach przeniosłam się do przedwojennej Czechosłowacji powoli ogarnianej przez szalejący hitleryzm, który dramatycznie odmienia losy bohaterów - Żyda i Austriaczki, a także ich rodziny i przyjaciół. Pięknym językiem napisane, powściągliwym i wyważonym. Dla mnie zawsze wzruszające są wtrącenia czeskie - przypominają mi moich czeskich przyjaciół i wiele pięknych chwil razem spędzonych. Trochę się przy tym nasłuchaliśmy języka i z Tomkiem nieraz się wygłupiamy udając, że mówimy po czesku, z tym, że jemu to lepiej wychodzi ,bo sporo musiał czytać w tzw oryginale. Do tego stopnia nawet, że gdy byliśmy na Ukrainie i ja wysilałam tam bez większej chwały swój rosyjski, Tomek odruchowo używał czeskiego. A że robił to z przekonaniem, działało.
Ostatnio w ogóle kilka ciekawych rzeczy o Czechach czytałam, sporo się tego pojawiło, m.in wspaniały "Gottland" czy "Zrób sobie raj" Szczygła, "Pepiki" Mariusza Surosza, czy powieść o Emilu Zatopku "Długodystansowiec". Wszystkie godne polecenia, nie tylko dla czechofilów.
A w niedzielę ostatnią, w ramach świętowania moich imienin, pojechaliśmy aż na daleką Białołękę na koncert Nohavicy i polskich artystów śpiewających jego piosenki. Pięknie było, chociaż Jaromir mógłby więcej zaśpiewać (ale i polskie wykonania to prawdziwy majstersztyk). Jak zwykle popłakałam się przy Cieszyńskiej (zaśpiewanej dwa razy, po polsku i po czesku). Na pewno znacie, ale na wszelki wypadek link po polsku i drugi po czesku. "Przestrzeń za szkłem" jest trochę w takim klimacie właśnie.
A tymczasem na świecie skończyła się właśnie moja ukochana fiołkowa pora, kwiatki już znikły z trawników. Co roku mam wrażenie, że nie zdążyłam się nimi nacieszyć, nawąchać, napatrzeć - to trwa tak krótko. Przy okazji snuję sobie refleksje na temat ulotności piękna i chęci zawłaszczenia go przez człowieka, a także ujarzmienia pragnień. Przypomina mi się, jak podszedł do tematu tytułowy bohater "Greka Zorby" Nikosa Kazantzakisa. Chodziło o owoce (brzoskwinie? pamięć zawodzi, dawno to czytałam), jego ulubione. I co zrobił Zorba, nienasycony Człowiek Południa? Najadł się pewnego razu, ale tak, że mu się na zawsze odechciało. Przejadł się, jednym słowem, przesycił i tym samym wyzwolił od nurtującego pragnienia. Cóż, chyba nie do końca podoba mi się takie rozwiązanie, chociaż sama również pewnej wiosny zjadłam kwiatki, piekąc według staroświeckiego przepisu fiołkowe bezy (pycha! i ten zapach!). Ale był to zupełnie niezwykły rok, mieszkaliśmy wtedy w Berlinie i na naszym zwykłym, szarym osiedlu fiołki szalenie obrodziły,jak okiem sięgnąć, fioletowa trawa, istny nalot dywanowy (przepraszam,zawsze mam militarystyczno-wojenne skojarzenia z Niemcami, wyłącznie, zresztą, w sferze języka, zupełnie mimowolnie. Tresura za pomocą czterech pancernych i kapitana Klosa w dzieciństwie zrobiła swoje).
Jest jeszcze inne podejście, w dużym uproszeniu nazywam je perspektywą Człowieka Wschodu, a to za sprawą skojarzeń z japońskim świętem kwitnącej wiśni, gdy ogląda się drzewa, czy jesiennej kontemplacji czerwieni klonów. Chyba mi do tego bliżej, ale ten niedosyt! Może już tak musi być? W każdym razie na pewno odżegnuję się od tego, co (znów w dużym uproszczeniu) zrobiłby Człowiek Zachodu - wyhodował fiołki pod folią i udostępnił w całorocznej sprzedaży w supermarkecie. Wolę poczekać na następny rok.



(zdjęcie z sieci)

I jeszcze na koniec - korzystając z tego, że nikt mnie nigdzie nie woła - wrzucam kilka fotografii ze wspólnego filcowania kulek. Kręciłyśmy je głównie rodzinnie, raz również w poszerzonym gronie kuzynek. Bardzo miły czas. A naszyjniki i kolczyki w sam raz na początek wiosny, póki nie jest jeszcze zbyt ciepło:



(naszyjnik wiosenny, podarunek urodzinowy dla przyjaciółki)



(wrzosy, fiołki i lawenda - naszyjnik dla mnie:-)



(z tych kulek korale zrobiła sobie Hania)



(a jeżyka dostała w prezencie Dorotka)

9 komentarzy:

  1. Kurcze,
    To może my naprawdę jesteśmy sąsiadami :)
    Jak nazwa bloga oznacza nazwę ulicy to jesteśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszko, ściskam imieninowo (jeszcze zdążyłam przed północą) i może już świątecznie. Zdrowiej i dobrego wyjazdu. U nas też choroby przez cały kwiecień - wszyscy okropnie kaszlą i nic nie pomaga. Już nie mam nawet ochoty więcej narzekać. Ściskam, Anula

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszko dołączam się do życzeń imieninowych!Wczorajszy dzień spędziliśmy w Madrycie i takie mam trochę podobne refleksje na temat nienasycenia i pragnień. Obejrzałam wczoraj trzy wystawy (to trochę za dużo już dwie to spora ilść) i już w trakcie odczuwałam żal z powodu ulotności tych wrażeń i ograniczeń mojej pamięci. Śliczne korale. Zdrowiej szybciutko, uściski A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za życzenia! Już mi lepiej, chociaż jeszcze choróbsko nie minęło do końca. Jac,zgadza się, chociaż nie kierowałam się akurat adresem, wybierając tytuł bloga (pierwszego bloga zaczęłam pisać, gdy chwilowo mieszkałam gdzie indziej). Witaj, Sąsiedzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. No proszę, z wrażenia umknęło mi że imieniny!
    Wszystkiego najlepszego! L.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego najlepszego i imieninowo i świątecznie. Niech fiołki Ci zawsze w duszy kwitną.Pozdrawiam. Aneta

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozdrawiam serdecznie przede wszystkim świątecznie, ale i imieninowo i urodzinowo (okropne mam zaległości) - samego dobrego i więcej czasu dla siebie, choć i miłego towarzystwa też sporo.
    Czeskie klimaty już teraz mi się kojarzą tylko z Nohavicą ostatnio przypomnianym też po polsku - ale by się tam kiedyś jeszcze zajrzało, no nie?
    A: zabójczy jeżyk - trochę Dorotce zazdroszczę...
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe czy kiedyś się widzieliśmy :))
    A powiedz mi jeszcze, tą są stare nauboczowskie bloki czy może mieszkasz w tym nowym dziwolągu niedaleko punktu galwanizacyjnego?
    Ja 10 :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jac, owszem, w starych nauboczańskich mieszkam. 10?!!! To się może widzimy przez okno, bo ja naprzeciwko. Moje okna wychodzą na plac zabaw...
    Do zobaczenia niebawem w takim razie :-)

    OdpowiedzUsuń