poniedziałek, 16 kwietnia 2012

zaczekać chwilę



(okienko w zamku w Gniewie)

Po wczorajszej jesieni - z szarym niebem i deszczem przez cały dzień - dzisiaj pojawiło się słońce. Trochę wszyscy odetchnęli z ulgą, ja również, chociaż w sumie lubię deszcz. Przynosi uspokojenie na jakimś takim bardzo pierwotnym, głębokim poziomie, jak kołysanie niemowlęcia albo miarowe cykanie ściennego zegara w dziecinnym pokoju, które pamiętam z bardzo dawnych czasów. Można pomyśleć, że świat zatrzymał swój karkołomny bieg. To, oczywiście, złudzenie, nawet w bibliotece nie było wczoraj taryfy ulgowej, czytelnicy przychodzą tłumnie niezależnie od pogody, właściwie niezależnie od wszystkiego. Czasem jest ich mniej, ale logika frekwencji pozostaje nieuchwytna, wyjąwszy bardziej nasilony zazwyczaj ruch na początku i w końcu tygodnia.
Dobrze się jest zatrzymać. Przypomina mi się tu książka nieżyjącego już pisarza, Bruce'a Chatwina. Do pewnego momentu w swoim życiu pracował na intratnej posadzie w słynnym domu aukcyjnym Sotheby's w Londynie. I pewnego dnia zniknął, zostawiając list: "Wyjeżdżam do Patagonii". Do końca swego życia podróżował i pisał. Największe wrażenie zrobiła na mnie jego książka poświęcona Australii Pieśni stworzenia (ang. The songlines, inny polski przekład tytułu: Ścieżki śpiewu). Czas w niej płynie zupełnie inaczej, niż w typowych podróżniczych publikacjach, u autorów spieszących, by "zobaczyć wszystko". Nie ma zorganizowanej wycieczki, jest podróż, trwanie, zmęczenie, czerwony pył okrywający twarze i ubrania, zawieszenie, bezruch. I tu nie mogę się oprzeć, by nie wspomnieć o innej ulubionej lekturze - Dzienniku z Wysp Aran i innych miejsc Nicolasa Bouvier'a, który, przebywając w Irlandii, właściwie większość czasu przechorował, nic nie zwiedzał, niewiele rozmawiał, a był w stanie oddać atmosferę i czas tego miejsca. Wielka klasa.
Bruce Chatwin przytacza pod koniec książki opowieść, która mnie zachwyciła i wróciła wczoraj, w deszczowy i "zawieszony" czas:

Biały odkrywca, chcąc przyspieszyć podróż, zapłacił tragarzom za kolejne forsowne marsze. Oni jednak, niemal już dotarłszy na miejsce, położyli bagaże i nie chcieli iść dalej. Nie pomogły obietnice dodatkowej zapłaty. Powiedzieli, że muszą zaczekać, aż nadążą za nimi ich dusze



3 komentarze:

  1. Czerwony pył, pustka, bezruch, oczekiwanie na własną duszę - tak to Australia jakiej nie szukają turyści. Muszę to przeczytać. Dziękuję za informację i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rodzaj podróżowania to dla mnie marzenie ściętej głowy, nieosiągalny luksus. Nooteboom tak poznawał Hiszpanię. Może i ja kiedyś. Usciski a.

    OdpowiedzUsuń
  3. to jego najlepsza książka, polecam!

    OdpowiedzUsuń