niedziela, 26 lutego 2012

kantaty w deszczu, kończy się tydzień


(okienko w Dubrovniku)

Skończył się tydzień, trudny i brzemienny zmartwieniami bliskich mi ludzi. Przy tym moje problemy wydają się śmieszne, a to, że jest mi łatwiej, widzę jako zupełnie nie zasłużony przywilej. Nikt przecież nie zasługuje na cierpienie, chociaż prowadzą do niego nieraz prostą drogą konsekwencje ludzkich wyborów.Ale to też nie zawsze, czasami nie można po ludzku zrozumieć, czemu na kogoś aż tyle na raz się zwala.

U nas w domu i w pracy - spokojnie, chociaż szybko, jak zwykle. Do tego też się już można przyzwyczaić. Wczoraj nawet poszliśmy na koncert w ramach cyklu 200 Kantat J.S. Bacha na 200-lecie Uniwersytetu Warszawskiego. Bardzo miła inicjatywa, impreza odbyła się w sali Pałacu Tyszkiewiczów na UW. Pierwszy raz poszliśmy na koncert całą piątką. Owszem, były jakieś wypady z jednym, czy drugim dzieckiem, ale zazwyczaj zostawialiśmy dziewczynki w domu pod opieką. Pamiętam jednak, jak wybraliśmy się kiedyś, będąc we Wrocławiu, na Toscę z dwuletnią Dorotką. Przedstawienie, w wykonaniu Opery Wrocławskiej, miało rozmach co się zowie: pierwszy akt w jednym z kościołów, drugi w Auli Leopoldinie, trzeci - nie pamiętam, bo po dwóch musiałam się z dzieckiem wycofać z imprezy, chyba pod gołym niebem. W międzyczasie zwanym zaczął jeszcze padać deszcz, pamiętam, jak brnęliśmy z wózkiem i parasolem po wrocławskim bruku. Dorotka zachowała się wzorowo, jak na takiego malucha, nawet była zainteresowana akcją na scenie. W Leopoldinie było już gorzej, chyba późna pora też się dołożyła, trzeba było wrócić.
A wczorajszy koncert dzieciom się podobał, zdziwiły się, że mężczyzna może śpiewać altem (w sumie, ja też się dziwię), śmieszyły je miny oboisty, pod koniec tylko wyczułam lekkie znużenie. Ale udało się, inicjacja rodzinna w kulturę wysoką wykonana, tak trzymać.
Pisałam niedawno o doradztwie bibliotecznym, które uprawiam na skromną skalę, na użytek czytelników i rodziny. Okazuje się, że przedsiębiorczy ludzie ze wszystkiego mogą uczynić dochodowy biznes, nawet w takiej dziedzinie, jak zamierające ponoć czytelnictwo i kultura książki.Pomysł, na który natknęłam się w sieci, to inicjatywa dwóch kobiet,nazywa się bibliocreatio.pl (link się nie chce wrzucić)
Całkiem ciekawy pomysł, z tych absolutnie zaskakujących.

2 komentarze:

  1. Moim marzeniem jest żyć z tego co sprawia mi frajdę, myślę i myślę, może w końcu coś wymyślę;) Usciski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze to ujęłaś, Aniu. Myślę, że masz duże szanse :-) Moja praca zawodowa jest satysfakcjonująca, ale to chyba jeszcze nie to. Też coś wymyślę :-)

    OdpowiedzUsuń