niedziela, 27 maja 2012

Szlachetne zdrowie...

 
Posted by Picasa
Od miesiąca choruję, niestety, stąd mniejsza aktywność na blogu. I nie tylko może stąd, zawsze maj był dla mnie miesiącem, kiedy najłatwiej było porzucać różnego rodzaju zobowiązania i przyzwyczajenia, jako że wakacje już wiszą w powietrzu. I potrzeba, by "urwać się", zmienić coś, a coś zostawić... bardzo silna. W zeszłym roku jakoś tak o tej porze właśnie (a może trochę później) przestałam pisać, chociaż przecież działo się, i to sporo.
Tymczasem zmagam się z własną słabością cielesną - w ostatnim miesiącu pochłonęłam więcej lekarstw, niż przez ostatnich dziesięć lat, w tym antybiotyki i sterydy wziewne. Niedawno do chorowania włączył się Tomek. Wino, które przywiozłam z Hiszpanii, ciągle stoi nietknięte, bo kubki smakowe mamy porażone lekami i zamulone przeziębieniem, za to już używam, a jakże, innych przywiezionych z Hiszpanii dóbr, jak doskonałej oliwy (prezent od Ani), wędzonej papryki sproszkowanej (pimenton de la vera), którą przyprawiłam dzisiejsza pieczeń, a także, last but not least, luksusowych cieni do powiek Lancôm'a (nie ma to jak pójść z Anią na zakupy!).
Oto jeszcze kilka recuerdos (jakie to piękne, eufoniczne słowo!) z mojego wyjazdu. Oprócz Madrytu, o którym wspominałam i Albacete, gdzie mieszkają moi gospodarze, miałam okazję zobaczyć Chinchillę, małe miasteczko na pobliskiej górze, z imponującym widokiem na kastylijską równinę. Mój mąż widział ją już podczas pierwszego naszego pobytu, ja wtedy, tradycyjnie jak widać w w Hiszpanii, leżałam chora. W sumie doskonale się złożyło, miałam teraz piękną wycieczkę. Niespokojne niebo ze spektakularnymi chmurami doskonale dopełniło pejzaż. Miasteczko wyglądało trochę jak wymarłe, może z powodu pogody i wiatru, bo przecież żyją tam ludzie. Wstąpiliśmy do jaskini - baru, a potem do biblioteki miejscowej (na moją prośbę - o bibliotekach zrobię kiedyś osobny wpis!). Zatem ludzie są, ale jakaś taka cisza, sypiące się tu i ówdzie dachówki, "włoskie" pejzaże z dachami, melancholia w powietrzu. Własnie, dużo tam powietrza, przede wszystkim, jak w całej Kastylii, którą widziałam, pagórki, przestrzeń, dalekosiężna melancholia. Nie dziwię się, że ten kraj wydał Don Kichote'a...
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa

2 komentarze:

  1. Agnieszko, zycze Ci zdrowia i sily na przyszle wycieczki :- )Jak dobrze jest poczytac o Hiszpanii z dwoch perspektyw: z Twojej i Ani z Caramby.
    Wrocilismy przed chwila, odezwe sie jak czas pozwoli. Bardzo dziekuje za tak szybka odpowiedz(jak Ty to robisz?).pozdrawiam , takze Czytelikow bloga! Malgorzata

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wieści, czekam na wspomnienia z podróży! Odpisuję szybko, jak tylko mogę, ale mnie też się zdarzają opóźnienia, zwłaszcza o tej porze roku :-)

    OdpowiedzUsuń