niedziela, 28 października 2012

otwieram lufcik, wyglądam na chwilę...

Nie pisuję ostatnio, rzadko zaglądam, rzadko bywam... Wybaczcie, jestem znów na emigracji wewnętrznej, bardzo mi teraz to potrzebne. Napiszę tylko, skoro już tu jestem... że wszystko u nas dobrze. Wykład się udał, a zarobioną kasę zainwestowałam w szmaragdowy żakiet Benettona, très chic. Może współpraca ułoży się dalej, zobaczymy, z korzyścią nie tylko dla rozwoju wiedzy, ale i dla mojej prezencji:-)
Tomek jest na etapie korekty, zdecydowanie wciągające zajęcie, z tego, co widać, ale już, na szczęście, nie do porównania z tym wcześniejszym stresem towarzyszącym pisaniu. Wieczorami, gdy jest wolna chwila, oglądamy filmy Bergmana i pozostajemy na resztę czasu pod wrażeniem. "Jesień z Bergmanem" okazała się wspaniałym pomysłem. Zimą może Kurosawa?... A niedługo jedziemy sobie do Berlina, odpocząć po tym Tomka pisaniu i pozaglądać w stare kąty. Mam nadzieję, że zastaniemy tam jeszcze melancholijną jesień, a nie zimę, jak wczoraj i dzisiaj w Warszawie...
I tyle na dzisiaj.

12 komentarzy:

  1. Agnieszko zdanie "zainwestowałam w szmaragdowy żakiet Benettona" zwłaszcza słowo "zainwestowałam" wzbudziły moje uznanie:) Ja zainwestowałam właśnie w kolejny szary sweter, policzyłam, siódmy szary w mojej szafie ale pierwszy ze skórzanymi wstawkami;) Szare swetry, piżamy, szlafroki i kapcie, to zakupy moich marzeń o tej porze roku. Ja też na emigracji wewnętrznej. Dziś mieliśmy po raz pierwszy temperaturę zero stopni z rana. Ściskam mocno a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szary? Hmm.. Piżama i szlafrok, to moje najbliższe inwestycje w tym kolorze. U Was zero stopni? To jakby zimniej, niż tutaj, całą sobotę padał śnieg, ale chyba jest na plusie, bo powoli topnieje. Tyle, że u nas przynajmniej w domu ciepło :-), nie to, co w Hiszpanii.
    pozdrawiam, Aniu

    OdpowiedzUsuń
  3. Zerkam czasem, Agnieszko, w stronę Twojego okienka - a tam pusto. Miło, że choć na chwilę wyjrzałaś. Zresztą, jak widać, wszędzie zastój i potrzeba emigracji wewnętrznej się uaktywniają. Świetnie to rozumiem. Cały weekend spędziłam w domu i było mi z tym bardzo dobrze. Wbrew temu, że ta zimowa jesień bywa malownicza (u nas na podwórku, tuż pod czerwono-pomarańczowo-złoto-żółto-brązowym klonem stanął wczoraj spory bałwanek - nie zdążyłam go sfotografować, bo został szybko zniszczony, ale widok niesamowity!), najlepiej mi w domu. Może to starość, a może tęsknota za snem zimowym? Truchleję już na samą myśl o tym, co trzeba na siebie i na dzieci włożyć... Pozdrawiam, anula

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, dokoła widać więcej osób poczuło zimową pokusę ukrycia się w ciepłej norce... może i dobrze, trzeba odpocząć. dobrze, że jesteście, dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poddaję sie tej pokusie - przyznaję. Po całotygodniowym bieganiu lubię weekendowe "nicnierobienie". Kiedy "siedziałam" z dziewczynami w domu, miałam większą potrzebę, żeby wychodzić, być w ruchu. Teraz po całym tygodniu odbierania, zaprowadzania, pracy w tempie "szybko, szybko", "mam 15 min na zakupy, 10 na transport z przedszkola do szkoły na gomnastykę itp., itd." cieszę się, że mogę dłużej pospać, zjeść śniadnie w piżamce, a wieczorem poczytać, napić się z mężem wina, obejrzeć po raz kolejny ten sam ulubiony film... No nie chce mi się wychodzić, naprawdę nie muszę. Ściskam, anula

    OdpowiedzUsuń
  6. Stęskniłam się za Wami ;-) Aga, szmaragdowy żakiet brzmi fantastycznie. A i szarość nęci. Ewidentnie przyszły chłody, bo wróciłam do robienia szydełkowej kapy. Osiągnęłam już chyba wymiar 2 na 1,5 metra, więc niedługo kończę. W związku z tym kupiłam wczoraj z 10 motków włóczki w różnych odcieniach szarości, z których mam zamiar stworzyć szary koc do owijania się nim na kanapie, gdy będę czytać, oglądać, pić wino i robić wszystkie te rzeczy, na które od poniedziałku do piątku nie ma szans. Bliskie jest mi to, co pisze Anula. Potrzeba intensywnych weekendów poza domem we mnie zamarła. Też marzę o zwykłym, spokojnym czasie w domu.
    Aga, zaglądam tutaj do Ciebie, choć ostatnio jakość ciszej - bez komentowania. Bardzo się cieszę, ze u Was dobrze. Życzę, by Berlin przywitał Was piękną jesienią. Odpoczywajcie i cieszcie się chwilą. Pozdrawiam. aneta

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, Anetko, myślę już znowu o kolejnym babskim śniadaniu :-), może się wtedy zobaczymy. W weekendy ja też odzyskuję siły w domu - ostatnio. Podziwiam (wirtualnie) dzieło szydełkowe, może się kiedyś też zabiorę za jakiś patchwork na łóżko?
    Szary koc do owijania się - boskie.
    Pozdrawiam i odezwę się jakoś niedługo
    a.

    OdpowiedzUsuń
  8. Agnieszko, skryta za okienka szybą,
    nie spojrzysz dzisiaj chyba na mnie krzywo???
    Przez rok cały pod Twym oknem warowałem wiernie,
    nie rozpuściłaś mnie przez ten rok nadmiernie.
    Wyjrzałaś przez okno trzydzieści trzy razy,
    dziękuję i za to, nie żywię urazy.
    Lublin, Palestrina, Dubrownik, Modice..
    .. cz zauważyłaś jak dokładnie liczę?
    Niech to przywoła uśmiech na Twoje oblicze.
    Spojrzyj dziś proszę na mnie z życzliwym uśmiechem,
    w dniu Walentynowym nie będzie to grzechem.
    I nawet jeśli dzisiaj okiennica zamknięta,
    me serce gra dla Ciebie jak orkiestra dęta.
    Podpisał.... daleki Walenta.

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Lechu, jak zwykle poraził mnie pan i pozostaję w głębokim zachwycie. Oprócz Pana walentynkę dostałam od męża i Hani, najmłodszej córki, mogę więc uważać się za szczęśliwca! Bardzo dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Agnieszko, cudna walentynka! Ja dostałam od Pana Lecha i od Szymonka, Michał dziś ma dyżur, jeden z tych bardzo pracowitych, zdążył mnie tylko nazwać w przelocie przez telefon Walentyną;) Ściskam A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń