niedziela, 11 marca 2012

jeszcze o Lublinie, za sprawą poetki


(okienko w Lublinie)

Dalej Julia Hartwig... przez kawał bezsennej nocy. Oto, co pisze o Lublinie, swoim rodzinnym mieście, u kresu wojny:

W Lublinie ostrzeliwali się jeszcze z piwnic ukryci tam Niemcy, z zamku wywożono na wózkach i wozach skrwawione zwłoki więźniów rozstrzelanych w ostatniej chwili przez wycofujące się wojsko

Czyli los, którego o ten przysłowiowy włos uniknął mój Dziadek

I dalej:

Lublin tamtych lat nie przypominał w niczym idyllicznego miasta mojego dzieciństwa, pełnego zarazem słońca i nieodgadnionych tajemnic. Opustoszałe podzamcze i okolice Bramy Grodzkiej straszyły pustką po wygnaniu stamtąd i wymordowaniu Żydów: stare miasto zostało odarte ze swojskiej egzotyki, zniszczone kamienice szczerzyły zęby pustą okien, zastraszające i wrogie. Wkrótce zabrano się, co prawda, do odnowienia lubelskiej Starówki, ale duch został z tych miejsc twypędzony tak skutecznie, że trudno się było w nich odnaleźć


Przypominając sobie naszą niedawną lubelską wycieczkę, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że duch nie do końca wrócił do tego miasta. Zwłaszcza te straszące pustostany bardzo sugestywnie ukazywały jakąś pustkę i brak, który do tej pory ciąży.

Podobnie, jak Ani, mnie także poetka przywiodła na pamięć fotografie swojego brata, Edwarda Hartwiga. Ciekawy jest, zresztą, jego wątek w książkowych wspomnieniach. Wyciągnęłam album, który mam jeszcze z rodzinnego domu pt. Pieniny ze starymi, czarno - białymi zdjęciami. Książka wydana w latach sześćdziesiątych, pół wieku temu. To zadziwiające i niezwykłe, tak nagle poszybować w przeszłość, trochę moją osobistą (bardzo lubiłam ten album oglądać jako dziecko), trochę w tę książkową. Trzeba się na nowo uczyć oglądać takie zdjęcia, przynajmniej niektóre z nich. Kępa zawilców w wiosennym lesie, w bieli i czerni. Na pierwszy rzut oka, przyzwyczajonego do zupełnie innej fotografii, kolorowej, ostrej jak żyleta (jakość reprodukcji pozostawia nieco do życzenia, ale pewnie takie były standardy i możliwości), nic na tym zdjęciu nie widać! Niepokoją ujęcia wykonane, najprawdopodobniej, z czerwonym filtrem, a więc prawie czarne niebo i rozjaśniona zieleń gór (oddana, oczywiście, jako bardzo jasna, opalizująca szarość). Zbliżają się niebezpiecznie do kiczu, ale to też raczej przez te wszystkie fotografie, które oglądałam PÓŹNIEJ, te "artystyczne" nieba i burzowe kontrasty na milionach zdjęć w prasie, reklamie, itp. PÓŹNIEJ również widziałam tysiące widoków ze słynną sosną na Sokolicy, najbardziej chyba obfotografowanym drzewie w polskim krajobrazie. Ale zachwyt pozostał: te rytmy w przyrodzie, pięknie uchwycone, ta gradacja szarości, ta czułość dla sielskiego krajobrazu. Zazdroszczę, Aniu, że miałaś okazję zajmować się np. takimi zdjęciami z bliska, dotykać je, oprawiać, gdy pracowałaś w Muzeum. Myślę, że to w ogóle mógłby być ciekawy wątek na jakiś wpis, jak wyglądała praca przy przygotowywaniu wystawy! Mnie by, w każdym razie, bardzo to interesowało.

3 komentarze:

  1. Agnieszko z Hartwigiem to głównie było tak, że nie wiedziałam jak się nazywam ze zmęczenia, pamiętam jak wystawałam z małą Manią na placu zabaw chwiejąc się na nogach a już szczytowa była scena kiedy pewnego dnia stanęłam w łazience, oparłam rękami o umywalkę i myślę: Muszę jeszcze umyś włosy, nie dam rady. Zerkam w lustro a tu włosy umyte, zawinięte w ręcznik, byłam tak wykończona, że nie zanotowałam faktu, że przed chwilą to zrobiłam. I wierz mi, że takie epizody pamiętam lepiej niż zdjęcia artysty, mimo że naoglądałam się ich setki a i katalog wystawy w prezencie dostałam. I jeszcze tony ciemno brązowego kartonu, w które zdjęcia były oprawiane. Jeśli chodzi o kulisy przygotowań to najwięcej mam do powiedzenia na temat mojej autorskiej wystawy Gotarda w Kazimierzu (2006) tyle, że niektórych spraw lepiej głośno nie poruszać;) Może kiedyś za to zrobię popularyzatorski wpis gotardowy, w końcu to przecież "mój" artysta:) Uściski a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden klik i oto jestem w Kazimierzu podczas wernisażu:)



    http://www.kazimierz-dolny.net.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=262

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś tam, rzeczywiście, ale zmęczenia na zdjęciu nie widać! Katalog Hartwiga to chętnie bym kiedyś obejrzała. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń